Zauważyłyśmy np że na granicy z Ukrainą ludzie przywożą z Polski jedzenie - mięso itp ale dlaczego??? akcja Pani Torba była najwyższej wody rozpracowaniem logistycznym. 2 min i Pańcia Torba wraz z koleżanka wtaszczyły tuz przed granica z 10 reklamówek i kraciastych dobrze nam znanych toreb,poupychały pomiędzy siedzeniami innych podróżnych z minka niewinna: ściast na minutku, pażałsta ;))
Akcja powtórzyła sie za granicą wersja "wypadam stąd" Pańcia Torba robiła wpad i wypad błyskawicznie a gdy chciałyśmy jej trochę pomóc - jedna z wielu toreb po prostu nie chciała się podnieść ;)) - nie wiem ile każda ważyła (na pewno niemało) a Pańcia przerzucała je od tak ze niejeden naszych siłowni nie dał by jej rady ;)) - na pytania czy w Polsce jedzenie jest tańsze -odpowiedz była standardowa a właściwie jej brak 2 dni we Lwowie i kierunek Odessa, która początkowo nie przypadła mi do serca, te poszukiwanie hostelu polecanego przez Loonly Planet- zamkniętego od 2 lat jak się okazało, odpowiedzi ciągle i nieustające : niet , nie znaju..... Dziwność wcześniej wspomniana powoli zaczęła nas męczyć i ciągle nie wiadomo o co chodzi tak naprawdę aż olśnienie nastąpiło w pewnym sklepie w czasie wieczornego powrotu do hostel-u (cudem odnalezionego nielicznego takiego przybytku w mieście). ad rem: 2 kasy, pan i pani obsługują: Pan pyta Panią czy ma białe papierosy jakieś tam...Pani oczywiście odpowiada NIET!, Pan wstaje podchodzi wyjmuje te właśnie białe fajki i podsumowuje - jasne łatwiej jest powiedzieć nie i masz z głowy! i w tym momencie EUREKA!!!! ależ o to chodzi - przecież ludzie tutaj z zasady odpowiadają niet lub nie znaju - mimo ze całym sobą i cala swa brudna skórą turysty czujesz ze znają odpowiedz. Początkowo można było zrzucać to na nasz rosyjski a nie ukraiński język - we Lwowie szczególnie- ale w Odessie to już sorry ale mało kto zna swój narodowy język- niestety. Od tego czasu wszystko się chyba pookładało w naszych głowach a może czas adaptacji zakończył się na dobre .... po prostu zaczęłyśmy brać odpowiedzi z dużą doza radości bo jak inaczej gdy pytasz w malej wiosce chłopaka na motorku gdzie tu odjeżdżają autobusy? Nieznaju, a mieszkasz tu - da, kanieszno , i nie znasz gdzie autobus staje , niet ;))) Itp itd ale w końcu Ukraina a właściwie Odessa nas urzekła - po 2 dniach na południu Morza Czarnego (niekończąca się dyskoteka popu ukrainskiego do 4 godz. nad ranem zabijająca myśli na dobre) i Wilkowie - Wenecji wschodu jak miejscowi zwa wioskę nad ujscie Dunaju (fakt ze polozonej na kanalach) Odnalazlysmy uroczy camping nad morzem - w zacisznym miejscu, namiot rozbity tuz nad urwiskiem skalnym, w dole szum fal a za nami scianka do wspinania- pokaznych rozmiarów i z boku pomnik z napisem "w górach moje serdce" i czegoż chcieć więcej......chyba tylko zakupów na miejscowym ryneczku z miejscowymi frykasami i o dziwo miłymi ludźmi, no i.... wizyty w operze odeskiej (podobno porównywalna z wiedeńska - nie wiem nie byłam) ,gdzie tam wizyty po prostu załapałyśmy się na cały koncert (tak to jest znaleźć się w odpowiednim momencie) za 30 hrywien (jakieś 12 zł) Cóż za muzyczna odmiana po doznaniach z plaży .)))) Niezapomniane przeżycie !!!!! podobnie zresztą jak konsumpcja arbuza o 11 wieczorem na przystanku przy wspominanym targu i Pan Rozbity Nos dziwiący się ze troszeczku się go zlękłam - przecież on taki łagodny... Odessa dala się poznać z innej strony.... a może to my w końcu otworzyłyśmy się na to co może Ukraina nam ukazać...trochę pomaga nam w tym felietony W.Romanowskiego ""Ukraina -przystanek wolnosc" jak i nasze codzienne obserwacje w stylu z ludzmi za pan brat, jak to mówią bracia zachodni : I'm taking what I can get ;))) jutro kierunek Mołdawia..... |